Nie chcę cierpieć..nie chcę szlochać
Chcę byś zechciał mnie pokochać
W moim sercu łzy rozpaczy
Nic dla Ciebie to nie znaczy?
Miłość Twoja jest jak tęcza
Budzi zachwyt,nie zniechęca
Wschodzi szybko,nie jest wieczna
Ani z żywiołami sprzeczna
Przenikają łzy rozpaczy
Nic dla Ciebie to nie znaczy?
Tyle Twoich słów pamiętam
Są jak magia,moc zaklęta
Z nich zostały łzy rozpaczy
Nic dla Ciebie to nie znaczy?
Po co cierpieć..po co szlochać
Po co w Tobie się zakochać
Łza rozpaczy pozostanie
Więc na próżno me kochanie
_________________________________________________Ja ciebie kocham! Ach te słowa Tak dziwnie w moim sercu brzmią. Miałażby wrócić wiosna nowa? I zbudzić kwiaty co w nim śpią? Miałbym w miłości cud uwierzyć, Jak Łazarz z grobu mego wstać? Młodzieńczy, dawny kształt odświeżyć, Z rąk twoich nowe życie brać? Ja ciebie kocham? Czyż być może? Czyż mnie nie zwodzi złudzeń moc? Ach nie! bo jasną widzę zorzę I pierzchającą widzę noc! I wszystko we mnie inne, świeże, Zwątpienia w sercu stopniał lód, I znowu pragnę - kocham - wierzę - Wierzę w miłości wieczny cud! Ja ciebie kocham! Świat się zmienia, Zakwita szczęściem od tych słów, I tak jak w pierwszych dniach stworzenia Przybiera ślubną szatę znów! A dusza skrzydła znów dostaje, Już jej nie ściga ziemski żal - I w elizejskie leci gaje - I tonie pośród światła fal! ___________________________________________________
Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały I swoim blaskiem ożywia różanym, W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały Dozwala kwiatom rozkwitnąć wionianym I wyprowadza z martwych głazów łona Coraz to nowe na przyszłość nasiona. Miłość jak słońce: barwy uroczemi Wszystko dokoła cudownie powleka; Żywe piękności wydobywa z ziemi, Z serca natury i z serca człowieka I szary, mglisty widnokrąg istnienia W przędzę z purpury i złota zamienia. Miłość jak słońce: wywołuje burze, Które grom niosą w ciemnościach spowity, I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze, Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity, I znów z obłoków wyziera pogodnie, Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie, Miłość jak słońce: choć zajdzie w pomroce, Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca Powraca smutne rozpromieniać noce I przez ciemność przedziera się drżąca, Pełna tęsknoty cichej i żałoby, By wieńczyć śpiące ruiny i groby.
_________________________________________________________
Pod zwrotnikami rosną w lasach kwiaty,
Co przybierają wzory fantastyczne -
Strój ich niezwykły, wdzięczny i bogaty,
Cudowne barwy, wonie narkotyczne:
I nęcą zmysły ich korony świetne
I te zapachy z pozoru szlachetne.
Każdy z nich postać rzadkiego motyla
Lub przepych kształtów nieznanych roztoczy,
Z szczeliny drzewa w błękit się wychyla,
Wprawiając w zachwyt podróżnika oczy,
A jednak one soki swoje biorą
Z zgnilizny, w drzewach ukrytej pod korą.
Są i uczucia, szlachetne z pozorów,
Rozpromienione całą blasków tęczą,
Nadziemskiej miary, cudownych kolorów,
Jakby anioły, co w błękitach klęczą
I rozsiewają idealne wonie,
W których wędrowiec sercem swoim tonie.
A jednak, chociaż taki czar roznoszą,
Chociaż cel w sobie przedstawiają wzniosły
I nęcą ludzi nieznaną rozkoszą,
One na drzewie zbutwiałym wyrosły;
Z głębi tajnego powstały zepsucia -
Te fantastycznie błyszczące uczucia.
_________________________________________
Ja ją kochałem, tak mi się zdaje,
Bo cudną była w szesnastej wiośnie:
Umiała patrzeć na mnie mołośnie
I rwać mi serce w nadziemskie kraje.
A więc w jej oczach pełnych tęsknoty
Tonąłem wzrokiem i tak na jawie
Śniłem o różach, które ciekawie
Ponad jej włosów wybiegły sploty,
Tak że je zrywać ustami chciałem,
I byłbym przysiągł, że ją kochałem!
Ja ją kochałem, ach! jestem pewny!
Bom często błądził w noc księżycową,
Przypominając mojej królewny
Każde spojrzenie i każde słowo.
A w gwiazdy patrząc w pół nieprzytomnie,
Widziałem usta zwrócone do nie,
Że aż mnie brała wielka pokusa,
W wonne powietrze rzucić całusa.
Lecz się obrazić skromnej lękałem,
I dość mi było, że ją kochałem...
Miłość to była, lecz taka cicha,
Że sam przed sobą bałem się zdradzić,
I tylko kwiatków szedłem się radzić,
czemu dziś smutna i czemu wzdycha?
Ale o serca jej tajemicę
Nie chciałem nawet lilii zapytać.
A gdy w ogrodu weszła ulicę
Stałem, nie śmiejąc wzrokiem jej witać,
I tylko do nóg upaść jej chciałem,
Kiedy w jej oczach łezki dojrzałem...
Bo przypuszczałem, że smutek rzewny,
Rozlany na jej anielskiej twarzy,
Wypłynął z serca i siadł na straży...
Tak przeczuwałem, nie będąc pewny,
I sam już nie wiem, jak to się stało,
Że zapytałem drżący, nieśmiało.
Co jest jej smutku dziwną przyczyną?
I czemu łezki po twarzy płyną?
Na to odszekła smutnymi słowy:
Że nie ma świeżej sukni balowej...
Chociaż wyrazy te obojętne,
Upadły szronem, co serce ziębi,
Ale jej oczy mówiły smętne,
Że się myśl inna kryje gdzieś głębiej.
Więc pomyślałem, żem był za śmiały,
I chcąc złagodzić moją zuchwałość,
Balowej sukni chwaliłem białość,
W którą się stroi krzak róży białej;
Chwaliłem ciernie, które jej bronią
Przed zbyt ciekawych natrętną dłonią.
Jednak już potek częściej myśl płocha
Trącała skrzydłem w błękit mych marzeń
I z różnych rozmów, sprzeczek i zdarzeń,
Stawiałem wnioski: kocha? nie kocha?
I z tym pytaniem, jak Hamlet nowy,
Chodziłem długo w ranek majowy.
A kwiaty wonią, drzewa szelestem,
Odpowiadały: kocham i jestem!
Nim powtórzyłem setne pytanie,
Wybiegła wołać mnie na śniadanie.
Różowa ze snu, w słońcu przejrzysta,
Stała przede mną jasna i czysta.
Zamiast brylantów na złote włosy
Jaśminy kładły kropelki rosy,
I tak oblana światła otokiem
Jeszcze mnie swoim paliła wzrokiem.
A ja zmieszany mówiłem do iej
O drzew szeleście i kwiatów woni,
Lecz ją znudziła moja rozprawa,
Bo rzekła: \"Chodź pan, wystygnie kawa\".
Oj, oj, figlarko! - myślałem z cicha,
Nie chcesz mnie słuchać na głos i w oczy,
Za to twój uśmiech mówi uroczy,
I pierś, co mocniej teraz oddycha.
Nie chcesz mnie słuchać, bo w serca drżeniu
Czujesz, że staniesz cała w płomieniu,
Gdy ci wypowiem z schyloną twarzą
Słowa, co w ustach moich się ważą...
Wtem ona, widząc, żem zadumany,
Rzecze: \"Pan jesteś dziś niewyspany\".
I tak mię nieraz mała psotnica
Zbijała z toru krótkimi słowy.
Jam się w anielskie wpatrywał lica
I w usta pełne niemej wymowy,
I myśl czytałem, co z oczu strzela.
A serca mego tamując bicie,
Czułem, że nic nas już nie przedziela,
Że toniem razem w marzeń błekicie,
Lecz gdy się tylko spojrzałem tkliwiej,
Pytała: \"Czemu pan się tak krzywi?\"
Raz, ach! - powziąłem myśl dosyć śmiałą:
Ukraść jej z albumu karteczkę białą
I na niej wszystko wypisać szczerze,
Co mnie ochota powiedzeć bierze.
A więc ubrałem w urocze farby
Całą jej postać czystą powiewną,
I wysypałęm końcóewek skarbt,
Bymiłość moją uczynić śpiewną:
Słowem, jak młody poeta liryk,
Wpisałem wierszem jej panegiryk.
Gdy to odkryła, chciałem uciekać,
Ale przemogła trwogę ciekawość,
I już wolałem przy iej zaczekać,
Śledząc na twarzy wrażeń jaskrawość.
Ona czytała uważnie, zwolna,
Głębokich wzruszeń ukryć nie zdolna,
A gdy zdumienie minęło pierwsze,
Rzekła: \"Pan także pisuje wiersze?
Szkoda, że kartkę odjąć wypadnie,
Bo pan tak pisze krzywo, nieładnie!\"
Zrazu to nieco mnie zabolało,
Że mnie tak zbyła lekko, złośliwie.
Ale myślałem: ja się nie dziwię,
Że moje wiersze ceni tak mało.
Ona - to jeden poemat cały!
A moje wiersze pełne wyrazów
Pustych i ciemnychm mglistych obrazów,
Które w jej oczów blasku stopniały...
Nie umiem oddać tego, co roję...
Ona piękniejsza niż wiersze moje!
I coraz bardziej i coraz więcej,
O jej prostocie myśląc dziecięcej,
Pytałem siebie, czy jestem godny
TAkiej miłości czystej, łagodnej?
Lecz czułem tylko, że byłbym dla niej
Gotów me życie poświęcić w dani
I byłbym rzucił wszystko, gdy trzeba,
I poszedł za nią prosto do nieba,
I byłbym poszedł za nią do piekła...
Gdyby nie... była z drugim uciekła...
_________________________________________
Idziemy alejką,
Ty idziesz z butelką.
Pytanie wypada z twoich ust
Czy kochasz mnie
?
Ja spoglądam w swój biust
I pierwsze myśli wypadają mi z ust
Kocham Cię od trzech lat,
Nie zauważasz tych dat
Łapiesz mnie za ręke i wyrzucasz butelke.
Idziesz już ze mną nie z tą okropną butelką
!
__________________________________________________
Kocham Cię, choć to wielkie wyzwanie!
Kocham Cię, choć innych tym ranie!
Kocham Cię, sobie na przekór!
Kocham Cię, lecz nie ma na to leku!
Kocham Cię, moje uczucie jest wielkie.
Kocham Cię, Twoje imię jest piękne.
Kocham Cię,
znów powtarzam się!
Kocham Cię, chociaż nie zauważasz mnie!
tylko przyjacielskie pytanie:
"wymienia to się
"
__________________________________________________
Znów sama
pędzę po błotnistej drodze
znów sama
wśród deszczu i gradu
Znów sama
patrzę w lustro
I nic nie widzę
Pusto
Jedynie łzy
Odbija to zwierciadło
krwawe łzy
mojej samotności
Bez Ciebie mnie nie ma
Żyję , choć jestem martwa
Jestem wdowią rośliną
i nadal
opłąkuję twoją śmierć.
Spadły liście...
______________________________________________________
Jako się obracają do słońca rośliny,
Jako się fala morska do księżyca wspina,
Tak myśl moja, mej duszy fala i roślina,
Obraca się wznosi ku oczom dziewczyny.
Czemum uciekł od świata? Nie badaj przyczyny.
Tak mi się podobała. Ta moja dziewczyna
Świeci we mnie, nade mną, tu mój świat zaczyna
I kończy. Chcę żyć w cieniu samotnej godziny.
Myślą w słońce swe patrzeć z samotności cienia;
Tylko od miłej twarzy zależeć promienia,
Tylko nią żyć i dla niej w przymierzu z naturą.
Zostawcie mię w spokoju, nie psujcie marzenia.
Wolę, wolę samotność dziką i ponurą -
Ludzie; precz z myśli mojej! Jesteście mi chmurą.
_______________________________________________________
miłość Przychodzi nagle, niepostrzeżenie Spada jak rwący potok chwili Przeszywa duszę tak szalenie Sercu ku słońcu drogę chyli. Blaskiem jutrzenki niepojętej Zachodem słońca rozkwiecona W chwili tej jednej i przystępnej Przychodzi cicho - ona. Ona jedyna ponad światami Ludzkość na ziemi jakże zachwyca Raduje serca, rozświetla dusze I szczęście wkłada na lica. (5.01.2002) Przechodzą ludzie obok ludzi Przechodzą ludzie obok ludzi Zobojętniali, zamknięci w sobie Żadne pół-słowo się nie budzi Nikt nie uśmiechnie się, nikt nic nie powie. Przechodzą ludzie szarzy, smutni Pędzą przed siebie jak huragan W dzień smutni ale butni A w nocy cichy szloch i błagam. Przechodzą ludzie obok ludzi Zwykłe „dzień dobry” czasem nie słyszą Żadne już słowo się nie budzi Ludzie szczęśliwi martwą ciszą. (4.11.2002) pisanie(IV) Znowu przychodzisz listopadem Ciemną nocą zziębniętą i mroczną Gdy ranki mgliste i blade A noc się staje wyrocznią. I do mózgu wlewasz mimochodem Jakieś myśli dzikie, drapieżne No i duszę oblewasz chłodem Po czym serce pieścisz lubieżnie. Potem zaś tyrańskim nakazem Rozkazujesz - swe myśli pozbieraj Papierowym, prostym przekazem To co w duszy gra ci - powielaj. (14.11.2002) samotność w środku Europy Samotność w środku Europy miliony stóp depczą stary kontynent idą przed siebie, za czymś gonią przechodzą obok siebie, milczą krótkie dzień dobry, czasem przelotny uśmiech samotność w środku Europy miliony ludzkich istnień każdy ma swoje życie swoje dążenia, zamiary, cele każdy jest inny i ta inność samotność w środku Europy kilkadziesiąt metrów kwadratowych pomiędzy drzwiami a balkonem i pusty, przyciemniony pokój za zasłoniętymi szczelnie żaluzjami stare krzesło i ja samotność w środku Europy... (29.07.2003) Wznosimy ręce Wznosimy ręce aż do gwiazd Szukamy szczęścia i radości Biegniemy za czymś po horyzont Tak bardzo pragniemy miłości. Wznosimy toast za pomyślność Patrzymy sobie prosto w oczy Siejemy ziarno i czekamy Aż wzejdą pierwsze szczęścia kłosy. Wznosimy ręce tuż do gwiazd Patrzymy w niebo nasłuchując A gdy nadchodzi szczęścia czas Tylko stoimy... nic nie mówiąc. (3.05.2002) Przechodzimy obok siebie Przechodzimy obok siebie Cisi, milczący, ze spuszczoną głową Ty nie patrzysz na mnie, ja na ciebie Ciągle tylko, tylko obok. Przechodzimy obok siebie obojętni Ty odwracasz głowę, ja odwracam głowę W naszych głowach zamęt myśli nieprzystępnych Nieskalanych mową ani słowem. I idziemy dalej w swoją stronę Rozpierzchają nasze cienie się w oddali Pogardziwszy sobą, choćby słowem Pójdziemy dalej. (7.06.2002) (dla A.S.) Ugrzęzły w gardle słowa czułe Uleciały z szokiem barwne myśli Teraz wszystko już rozumiem Nie mam co marzyć i śnić. W wazonie zwiędły tulipany Które ci chciałem podarować Trzy tulipany, jeden złamany Pozostały tylko smutne słowa. I wspomnienia na papierze Kilka listów, zdjęcie jedno Przeminęło, co nie było Odeszło... (27.04.2003) kimże? Bo kimże człowiek jest Co nie ma w sercu Boga I jakaż miłość to Co stoi za nią trwoga. Jakimże jest ten Bóg Co bez litości każe Jakiż miłości cud By stawiać mu ołtarze? (10.06.2003) twa wspaniałość Popatrz jak pięknie świeci księżyc Popatrz na gwiazdę, jasno błyska Czujesz, ten wieczór tak namiętny Ty drżysz i jesteś taka bliska. Wir namiętności niepojęty Lekko kołysze wiatr listkami A ja przy tobie jestem święty Kiedy siedzimy pod tymi bzami. A twoje oczy jak dwie gwiazdy Świecą, toń nieba w nich błyska Widać w nich tęczowe blaski Jesteś mi tak bardzo bliska. Świeci księżyc, pachnie jaśmin Piękność twoja zczula, mami Jak w przepięknej, starej baśni Twa wspaniałość nie ma granic. (22.06.2003) Sami Sam aleją spaceruję Chociaż wokół tyle ludzi Pustkę, straszną pustkę czuję Nikt, nikt serca mi nie budzi. Sama idziesz po chodniku Oczy przygaszone masz Usta ci się rwą do krzyku Ale ty szczęśliwą grasz. I wciąż sami przez to życie Wędrujemy się nie widząc Puste, szare, chmurne bycie Ciągle na przód - lata licząc. (26.08.2002) *** A gdy poniosło to się wlecze Rozwala dni i rwie na części I jakby kwasem w gardle piecze I pokazuje groźne pięści. Rozwleka noce i poranki Szarością, ćmą pokrywa dni Głupio się śmieje zza firanki I mąci spokój oraz sny. Napełnia kroplą obłąkania Umysł i ciało, ludzką duszę Nadzieja puchnie od czekania Od człowieczeństwa po katusze. (4.09.2002) bez tytułu Szumią za oknem pożółkłe kasztany Jesienny liść kolorami się mieni Po niebie płyną skłębione barany Ptaszek zziębnięty przysiadł na ziemi. Mgiełka nad miastem szybko gęstnieje Idą wolniutko zziębnięci ludzie Piąta, za oknem już szarzeje Pies jakiś się przybłąkał, uciekł. Zimno przeszywa aż do kości Chociaż to wrzesień a nie grudzień Nienasyconym brak miłości W jesiennym brudzie. (23.09.2002)
________________________________________________________
Miłość istnieje, lecz nie trzeba jej szukać
Chodzi po świecie, gdzieś Twój wymarzony
I kiedy przyjdzie czas i taka chwila
Szczęście Twoje będzie sięgać nieboskłony
Nie możesz nie wierzyć ni tracić nadziei
Że znajdziesz tego który Ciebie spełni
Wiara cuda czyni, nadzieja pomaga
Cierpliwość nagrodzi a miłość wypełni
Wiem jak ciężko jest czekać na miłość
Czasem bliżej ona jest niż nam się wydaje
Nieraz prawie dotknąć jej możemy
A czasem patrząc nie widzimy jej wcale
Przyjaźń gdy szczera, bliska jest miłości
Miłość nigdy nie kłamie i nigdy nie łudzi
Kłamstwa to nie wymysł miłości
Kłamstwo to narzędzie złych ludzi
Dlatego musisz teraz czekać i się łudzić
Dlatego dusza męczy Cię jak nocna mara
Miłość jak Anioł kiedyś spłynie z góry
Wypełni Twe serce niczym wina czara
____________________________________________________
Twoje piękne alabastrowe dłonie,białe jak róże alpejskie;
Twoje opływające złotem włosy, pofalowane niczym niespokojne Jezioro Bodeńskie;
Twoja twarz piękna jak Alpy;
Twój pocałunek słodszy niż miód;
Twoje zęby białe jak śnieg na Wildspitze;
Twój zapach, przy którym niczym jest woń czerwonych róż;
Twoje ciało piękne jak zachód słońca w Bawarii;
Ale czymże jest to wszystko przy moim nowym
Porsche?!?
_______________________________________________
Tocze swoje życie w samotności,
Płynąc przez morza i oceany,
Będąc na fali radości,
Wierzę,że kiedyś będę kochany,
Mając kamień na swej drodze,
Wiem,że to znak od Boga,
Lecz łatwo nie dochodze,
Kara upadku będzie sroga,
Pisząc wersy tego wiersza,
Jestem w świecie szarości,
Każda myśl jest pierwsza,
Każda o mej samotności,
Znając już mój ból,
Pozwól mi lepszym być,
Wciąż uciekając od kul,
Muszę się w cieniu kryć,
Dlatego jestem samotnikiem,
Nikt nie chce dla mnie,
Być samotności ratownikiem,
Miłościa obdarzyć Mnie...